niedziela, 31 stycznia 2010

Święty Jan Bosko

Święty Jan Bosko przyszedł na świat 16 sierpnia 1815 r. w Becchi - w północnych Włoszech. Jego rodzicami byli Franciszek Bosko (1774-1817) i Małgorzata Occhiena (1788-1856). Gdy miał zaledwie 2 lata zmarł jego Ojciec. Jego matka musiała zająć się utrzymaniem trzech synów. Młode lata spędził w ubóstwie. Wcześnie musiał podjąć pracę zarobkową. W roku 1824,gdy miał zaledwie 9 lat, Bóg w tajemniczym widzeniu sennym objawia mu jego przyszłą misję. Oto jak sam wspomina to wydarzenie: "(...) Byłem niedaleko domu, na dużym podwórzu, na którym bawiło się wielu chłopców. Jedni się śmiali, inni grali w coś, wielu przeklinało. Słysząc to, rzuciłem się między nich i przy pomocy słów i pięści usiłowałem ich uciszyć. W tym momencie pojawił się przede mną majestatyczny, pięknie ubrany mężczyzna, cały spowity białym płaszczem. Jego twarz jaśniała takim blaskiem, że nie mogłem na nią patrzeć. Nazwał mnie po imieniu i kazał stanąć na czele tych chłopców. Dodał: Będziesz musiał pozyskać ich przyjaźń dobrocią i miłością, a nie pięściami. (...). Od tego momentu, mimo bardzo jeszcze młodego wieku, Janek Bosko robił wszystko, aby wypełnić powierzone mu zadanie.
Po ukończeniu szkół Jan został przyjęty do wyższego seminarium duchownego w Turynie. Tutaj pod kierunkiem św. Józefa Cafasso, wykładowcy i spowiednika, czynił znaczne postępy w doskonałości chrześcijańskiej (1835-1841). 5 czerwca 1841 roku otrzymał święcenia kapłańskie. 8 grudnia 1841 roku, napotkał przypadkowo 15-letniego młodzieńca-sierotę, zupełnie opuszczonego materialnie i moralnie. Od tego dnia zaczął gromadzić samotną młodzież, uczyć ją prawd wiary, szukać dla nich pracy u uczciwych ludzi. W niedzielę zaś zajmował młodzież rozrywką, dawał okazję do wysłuchania Mszy świętej i do przyjmowania sakramentów świętych. Ponieważ wielu z nich było bezdomnych, starał się dla nich o dach nad głową. Tak powstały szkoły elementarne, zawodowe i internaty. Św Jan Bosko wprowadził w swoich domach system prewencyjny. Opiera się on w całości na rozumie, religii i miłości wychowawczej; natomiast zakazuje wszelkiego rodzaju kar cielesnych. Wprowadza zasadę, że wychowawca stara się być dla wychowanka przyjacielem, a nie osobą, która go nadzoruje i wymierza odpowiednie kary.
Ten apostoł młodzieży uważany jest za jednego z największych pedagogów w dziejach Kościoła. Zdawał sobie wszakże sprawę, że sam jeden tak wielkiemu dziełu nie podoła. Aby zapewnić stałą pieczę nad młodzieżą,Święty Jan Bosko założył dwie rodziny zakonne: Pobożne Towarzystwo Św. Franciszka Salezego dla młodzieży męskiej salezjanów (1859) oraz Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych dla dziewcząt (1872).
Będąc tak aktywnym, Św Jan Bosko potrafił odnajdywać czas na modlitwę i głębokie życie wewnętrzne. Obdarzony niezwykłymi charyzmatycznymi przymiotami, pozostawał człowiekiem pokornym i skromnym.
źródło: internet

niedziela, 24 stycznia 2010

Pokój Serca

W dzisiejszym świecie bardzo łatwo się jest pogubić.Nieustanna gonitwa za czymś w ciągu dnia, gdzie wszystko powinno być już zrobione na wczoraj. Ciągłe spotkania  z ludźmi, mnóstwo obowiązków (wiadomo doba za krótka) i jeszcze w tym wszystkim umiejętnie znaleźć czas dla Boga, który daje pokój serca, moc dzięki której mogę wstać następnego poranka i sprostać wszystkim obowiązkom, nie gubiąc Tego który powinien być dla mnie najważniejszy.
Strasznie to skomplikowane.
Ilekroć patrzę czy to na zakonników czy na siostry zakonne to widzę iż z nich płynie WIELKI POKÓJ, a przecież oni też mają mnóstwo zajęć. Ba, nawet jeszcze więcej niż my;) A jednak nie widać po nich, ze są kłębkiem nerwów.
Dlatego też powinniśmy prosić Boga o ten Pokój Serca. Matka Boża z Medjugorie powiedziała że jeśli będziemy modlić się o pokój serca dla siebie to nastanie pokój na świecie. Gdyby każdy tak uczynił to nie byłoby wojen.
Koronka Pokoju to modlitwa którą modlą się tam co wieczór po każdej Mszy Świętej  pielgrzymi.
Odmawia się ją w następujący sposób: Na paciorku pod krzyżykiem - Wierzę w Boga Na kolejnych trójkach: - 1 paciorek - Ojcze nasz - 2 paciorek - Zdrowaś Maryjo - 3 paciorek - Chwała Ojcu. I tak przez 7 razy, a na końcu Królowo Pokoju , módl się za nami.

środa, 20 stycznia 2010

działanie złego

Dziś zastanawiałam się o czym miałaby być kolejna notka i przyszło mi na myśl, by na pisać pokrótce jak rozeznać działanie złego ducha. Czasami nam się wydaje, że musimy wejść w coś świadomie by zahaczyć o szatana.Czyli idę do wróżki (choć wiem iż Kościół mi tego zabrania) postawię sobie tarota, powywołuje sobie duchy itd. Jednak bywają sytuacje
iż nie wszystko jest tak oczywiste. Bo w przypadku gdy odbywa się Msza Św. i dana osoba dostaje ataku opętania, to w zasadzie jest to już moment albo w zasadzie etap gdzie szatan już przegrywa. I tutaj sprawa jest dosyć jasna. Gorzej, gdy walka odbywa się wewnątrz nas. Na zewnątrz nikt się nie domyśla, a my nie wiemy skąd takie stany przychodzą, jak i dlaczego? Wydaje nam się ze powinniśmy poszukać jakiegoś dobrego psychologa, ale w rzeczywistości potrzebujemy uwolnienia od złego. Tego typu objawy ciężko rozeznać. Jeśli ktoś jest w jakiejś wspólnocie to przyjdzie łatwiej, natomiast samemu nie jest to proste. Takimi typowymi objawami są myśli bluźniercze skierowane do Boga i Matki Bożej, różnego rodzaju lęki czy to podczas Mszy Świętej czy podczas zwykłej modlitwy ( np. do Ducha Świętego). Zdarzają się przypadki iż osoby miewają koszmary niewiadomego pochodzenia, odczucia obecności kogoś kogo nie ma, a my czujemy że jest. W takiej sytuacji najlepiej jest porozmawiać o tym z jakimś Kapłanem, a on wtedy doradzi co zrobić.

sobota, 16 stycznia 2010

"Nie pisz do mnie, ponieważ nie mogę ci odpowiedzieć. Przyślij do mnie swojego Anioła Stróża a wszystkim się zajmę." - św. Ojciec Pio

Ktoś zapytał Ojca Pio: „Ojcze, czy słyszysz co Aniołowie Stróże mówią do ciebie?” On na to odpowiedział: „ Oczywiście! Czy myślisz, że Aniołowie są tak nieposłuszni jak ty? Przyślij mi tu swojego Anioła Stróża!”

Jednego dnia Ojciec Alessio niosąc listy w ręce, zbliżył się do Ojca Pio i chciał go o coś zapytać, lecz Ojciec Pio nagle mu powiedział: "Nie widzisz, że jestem zajęty? Zostaw mnie w spokoju." Ojciec Alessio odszedł upokorzony. Później Ojciec Pio go zawołał i powiedział: "Czy widziałeś wszystkie te anioły, które były blisko mnie? To byli Aniołowie Stróżowie, którzy przynieśli prośby od moich duchowych dzieci. Musiałem odpowiedzieć na ich potrzeby".

Mężczyzna powiedział Ojcu Pio: "Nie mogę tu często przyjeżdżać i widzieć Cię. Moja pensja nie pozwala mi, na takie drogie podróże". Ojciec Pio odrzekł: "Kto powiedział,  abyś tutaj przyjeżdżał? Masz swojego Anioła Stróża, nieprawdaż? Powiedz mu, czego pragniesz i przyślij go do mnie, a otrzymasz odpowiedź."

Kobieta siedziała na skwerze Kościoła Ojców Kapucynów. Kościół był zamknięty. Było późno, a ona modliła się myśląc i powtarzając w swoim sercu: "Ojcze Pio, pomóż mi! Aniele Stróżu idź i powiedz Ojcu Pio, aby mi pomógł, w przeciwnym razie moja siostra umrze"! W pewnym momencie z okna doszedł ją głos Ojca Pio: "Kto mnie wzywa o tej porze? Jaki jest problem"? I kobieta opowiedziała o chorobie swojej siostry. Ojciec Pio w akcie bilokacji udał się do chorej i ją uzdrowił. 

Jeden z duchowych wychowanków Ojca Pio powiedział: „Wydaje się, że Ojciec Pio zawsze wysłucha każdego, kto do niego przyjdzie”. Pewnego wieczoru do St. Giovanni Rotundo przybyła grupa przyjaciół. Krótko opisali oni łaski, o które chcieli prosić Ojca Pio i poprosili swoich Aniołów Stróżów, aby jak najszybciej zaniosły do niego te prośby. Następnego dnia po Mszy Świętej Ojciec Pio zwrócił się do nich: „Nie dajecie mi spokoju nawet w nocy!” Sądząc po uśmiechu Ojca Pio, zrozumieli, że modlitwa ich została wysłuchana.
zródło: zasoby internetu


sobota, 9 stycznia 2010

"Życie jej było poematem czystości, miłości i ofiary wobec matki".

Laura Vicuña urodziła się 5 kwietnia 1891 r. w stolicy Chile - Santiago. 24 maja, w święto Maryi Wspomożycielki Wiernych przyjęła chrzest. 
Jej ojciec Józef Dominik Vicuña był zawodowym oficerem, a matka Mercedes Pino była krawcową. Z przyczyn politycznych cała rodzina musiała opuścić stolicę. Zamieszkali w Temuco na pograniczu Argentyny. Tam urodziła się druga córeczka. Po jego śmierci, wdową poszukującą pracy zainteresował się Manuel Mora, właściciel dużej hacjendy. Zaproponował jej opiekę i wsparcie finansowe w zamian za zamieszkanie z nim. Mercedes się zgodziła. Chociaż sama nie żyła zgodnie z nauką Kościoła (żyła bez związku małżeńskiego), to jednak dbała o religijne wychowanie córek. Za radą salezjanina w 1901 roku wysłała obydwie dziewczynki do kolegium salezjanek w Junin de los Andes, w Patagonii. Tam Laura przygotowała się do przyjęcia Pierwszej Komunii św. Tam też zapałała gorącą miłością do Chrystusa i postanowiła poświęcić Mu swoje życie.  
8 grudnia 1901 roku została przyjęta do Stowarzyszenia Córek Maryi. Po otrzymaniu w 1902 roku sakramentu bierzmowania Laura prosiła o przyjęcie do postulatu sióstr salezjanek. Siostry jednak jej nie przyjęły ze względu na młody wiek i niesakramentalny związek matki. Wówczas za zgodą spowiednika ks. Crestanello, złożyła prywatne śluby czystości, ubóstwa  i posłuszeństwa. 
Największym zmartwieniem Laury było grzeszne życie jej matki. Dlatego pewnego dnia usłyszawszy w Ewangelii słowa, że prawdziwa miłość prowadzi do oddania życia za ukochaną osobę – ofiarowała swoje życie za nawrócenie matki. 
Gdy przyjechała do domu na wakacje, stała się przedmiotem pożądania Manuela Moro, z którym żyła jej matka. Ponieważ nie chciała mu ulec została przez niego brutalnie pobita i musiała ratować się ucieczką do internatu sióstr. Laura stanowiła wzór posłuszeństwa, pokory i modlitwy. Zawsze była gotowa współczuć, pomagać i przebaczać. Podejmowała różne umartwienia i spędzała długie godziny przed Najświętszym Sakramentem. Jej ofiara płynąca z głębi serca została przez Boga przyjęta. 
Zdrowie Laury zaczęło się pogarszać w tajemniczy i niewyjaśniony sposób. Osłabła tak bardzo, że musiała być zwolniona z niektórych zajęć. Pojawiła się też konieczność dłuższego odpoczynku i lepszego odżywiania. Jednak żadne zabiegi ani lekarstwa nie pomagały. Siły opuszczały ją z dnia na dzień. Wszelkie cierpienia znosiła w wielkiej cierpliwości. Dopiero kilka godzin przed śmiercią wyjawiła matce swój sekret. Mercedes Pino przerażona ogromem ofiary swej córki przyrzekła, że zmieni swe życie i dotrzymała słowa. 22 stycznia 1904 roku Laura mając zaledwie 13 lat odeszła do Pana.
Młodą dziewczynę ogłosił błogosławioną Jan Paweł II dnia 3 września 1988 roku podczas uroczystej Mszy św. na zakończenie obchodów setnej rocznicy śmierci założyciela salezjanów księdza Jana Bosko. 

źródło: zasoby internetu

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Orędzie Matki Bożej przekazane Mirjanie 2.01.2010 r

"Drogie dzieci! Dziś wzywam was abyście z całkowitym zaufaniem i miłością poszli ze mną, bo pragnę was poznać ze swoim Synem. Nie lękajcie się moje dzieci. Jestem tu z wami, jestem przy was. Wskazuje wam drogę, jak wybaczyć sobie, przebaczyć innym i ze szczerym żalem w sercu uklęknąć przed Ojcem. Sprawcie, by umarło w was wszystko to, co przeszkadza wam kochać i zbawiać, by być przy Nim i w Nim. Zdecydujcie się na nowy początek, początek szczerej miłości Boga samego. Dziękuję wam!"

sobota, 2 stycznia 2010

Okultyzm- świadectwo

Serdecznie witam was w Nowym 2010 roku. Trochę mnie tutaj nie było z racji mojego wyjazdu, ale już nadrabiam zaległości w notkach. Na początek umieszczam ciekawe świadectwo.

Chciałbym dać świadectwo o tym, jak bardzo niebezpieczne są: okultyzm i magia, medytacje, praktyki i techniki pogańskiego Wschodu. Na początku wszystko to wygląda niewinnie,
jednak zaangażowanie się w tego typu działania prowadzi do grzechu bałwochwalstwa, a nawet do satanizmu. W swoim życiu przeszedłem całą tę drogę.
Ale, dzięki Bogu, w końcu powróciłem do Pana.

Jako najstarszy z sześciorga rodzeństwa, nie miałem łatwego dzieciństwa. Obowiązki przerastające dziecięce możliwości, brak miłości, złe traktowanie i przekleństwa ojca sprawiły, że od dziecka byłem poraniony i bardzo cierpiałem. Kiedy miałem dwanaście lat, Pan Bóg dokonał w moim życiu pierwszego cudu, ratując mi życie.
Byłem letnim, nijakim katolikiem, dwa razy w roku spowiadałem się i przystępowałem do Komunii św. Nie znałem Jezusa, Pisma Świętego ani katechizmu, nie żyłem zgodnie z Dekalogiem, ciągle łamałem któreś z dziesięciorga przykazań. Ponadto wierzyłem w zabobony (czarny kot przebiegający drogę zapowiadał mi nieszczęście, a kominiarz zwiastował szczęście itd.). Wierzyłem również w przepowiednie, chodziłem do wróżki i korzystałem z usług numerologa. Nie wiedziałem, że trzymanie w domu posążków Buddy, znaków zodiaku, książek ezoterycznych, noszenie talizmanów – zwłaszcza ostatnio modnego i bardzo niebezpiecznego pierścienia Atlantów – wiara w horoskopy, nałogowe oglądanie telewizji i złych treści w Internecie jest grzechem bałwochwalstwa, który rozwija się w człowieku jak choroba nowotworowa.
Każdy spirytyzm, okultyzm i każda magia – jakikolwiek mają rodowód – są źródłem złych energii, promieniujących na człowieka i jego otoczenie. One powoli, ale skutecznie rujnowały moją psychikę, ciało i duszę. Nie byłem wówczas świadomy tego, że przekleństwa rodziców wyrządzają wielką duchową krzywdę dzieciom i że również one były źródłem moich cierpień i niepowodzeń. Nie wiedziałem, że jedynym lekarstwem na wypowiedziane przekleństwa jest przebaczenie, przyjmowanie sakramentów św. i modlitwa. Wielką pomocą jest także uczestniczenie w grupach modlitewnych, np. we wspólnotach Odnowy w Duchu Świętym.
Kiedy miałem 23 lata, poznałem dziewczynę. Nie zwracając uwagi na jej charakter, oczywiste wady i brak wiary, lecz kierując się jedynie uczuciem i jej urodą, wziąłem z nią ślub. Bardzo ją kochałem. Zamieszkaliśmy u teściowej, która była rozwódką systematycznie korzystającą z usług tarocistki i kabalarki. Wkrótce urodziło się nam dwoje kochanych dzieci. Żeby odłożyć trochę pieniędzy i otrzymać szybciej mieszkanie, wyjechałem do pracy za granicę. Żona dysponowała wówczas gotówką i wolnym czasem, ponieważ naszymi dziećmi opiekowały się babcia i prababcia.
Po pięciu latach małżeństwa moja żona nagle stwierdziła, że kocha innego i że między nami wszystko skończone. Wziąłem walizki i wyprowadziłem się do hotelu. Przeżyłem szok i załamanie nerwowe. Zamiast zwrócić się do Boga, uciekłem w alkohol. Chciałem się zapić na śmierć, a nie mogłem…
W 1990 roku trafiłem do ośrodka leczenia nerwic. Uczestniczyłem tam w terapii grupowej: każdy opowiadał szczegółowo o sobie, o swojej rodzinie, dzieciństwie, o swoich przeżyciach negatywnych i pozytywnych; można powiedzieć, że był to rodzaj spowiedzi. Zniknął u mnie wtedy jeden objaw nerwicy: pieczenie stóp, jednak cała reszta została: niepokój, bezsenność i rozbita osobowość. Korzystałem też z leków homeo­patycznych – nie wiedziałem wówczas, że mają one ścisłe związki z okultystycznymi siłami. Wtedy nie miałem pojęcia, że proces mojego uzdrawiania i „sklejania” mojej rozbitej osobowości mógłby skutecznie dokonywać się tylko w Kościele Jezusa Chrystusa.
Podświadomie szukałem ratunku i odpowiedzi na pytanie – dlaczego?! Dlaczego od dziecka tak bardzo cierpię, dlaczego zło mnie tak dotyka!?
Nie mogłem znieść ciszy i na przemian to słuchałem radia, to karmiłem swój wzrok i umysł programami telewizyjnymi, które jeszcze bardziej pogrążały mnie w duchowym chaosie. W 1991 r. w audycji radiowej usłyszałem ogłoszenie: „Joga – relaks, dobre samopoczucie – zajęcia pod wskazanym adresem”. (Ośrodki o podobnym profilu działają aktualnie pod różnymi nazwami. Dziś bardzo boleśnie uświadamiam sobie, że zło zdobywa coraz większą siłę oddziaływania i przyciągania dzięki mediom).
Wówczas nie miałem pojęcia, co to jest joga, ale wydawało mi się, że właśnie w niej znajdę rozwiązanie swoich problemów. Zacząłem więc praktykować medytację wschodnią. Nauczyciel (guru) prowadził relaks z podkładem muzycznym i wykłady, głównie o miłości. Na pierwszym spotkaniu był bardzo troskliwy i miły. Zdjął nawet z siebie koszulę, która mi się podobała, i podarował mi ją. Tym gestem zdobył sobie moje bezgraniczne zaufanie. Stał się moim bożkiem numer jeden. Oczywiście przestałem chodzić do kościoła, żeby w „pełnej wolności” rozwijać się duchowo, psychicznie i finansowo…
Uczestnikami tamtych zajęć byli ludzie po studiach, w większości bardzo uczynni i wrażliwi, jednak poranieni, z rozbitych rodzin, żyjący jak i ja w grzechu. Byli wśród nich lekarze, prawnicy, nauczyciele, biznesmeni. Po trzech miesiącach uczestniczenia w spotkaniach poczułem się znacznie lepiej, przestałem pić i palić.
Zajęcia odbywały się w klubie osiedlowym lub szkole podstawowej. (Jest to bardzo ważny szczegół, na który w tamtym czasie nie zwracałem uwagi). Organizowano też zajęcia wyjazdowe, tzw. odosobnienia, na które składały się: intensywne ćwiczenia ciała (asana), otwierające czakry; ćwiczenia oddechu (tzw. pranayama); wykłady z buddyzmu, sufizmu i wiedzy tajemnej. Nauczyciel posługiwał się też wyrwanymi z kontekstu słowami Pisma Świętego oraz modlitwą Ojcze nasz… Ćwiczenia jogi, odpowiednie odżywianie się i wiedza miały mi zapewnić przekroczenie siebie – w celu uzyskania „stanu Buddy” (stan mistyki pogańskiej).
Wyjeżdżałem też na szkolenia do jednego z krajów Europy Zachodniej. Naszą edukację sponsorował nauczyciel mojego guru (były minister tego kraju). To właśnie on przekazywał naszemu nauczycielowi wiedzę tajemną i inne materiały. Gościłem go również w swoim mieszkaniu. Po jego wizycie mój guru stwierdził, że powodem moich niepowodzeń i niepokojów jest krzyż, który wisi w moim pokoju, i dlatego kazał mi go usunąć.
Jako pilny i wdzięczny uczeń, dostałem tajemne imię. Otrzymałem też nakaz prowadzenia relaksu. Prowadząc go, powtarzałem w swoim umyśle mantrę odwołującą się do sił kosmicznych. Taką mantrą, przez wymawianie imion pogańskich bożków, można wzywać również siły demoniczne. Wiadomo, że podobnym oddziaływaniom poddaje się leki homeopatyczne i niektóre inne produkty związane z okultyzmem. Na przykład kupujący na rynku kasetę relaksacyjną z podkładem muzycznym nie ma pojęcia, jak ona powstaje: w czasie nagrywania takiej kasety w studiu nagrań nauczyciel razem ze swoją najlepszą uczennicą wykonywali mantrę. W ten sposób nakłada się na kasetę tajemniczą energię, której nie słychać, a która jednak działa.
W szkołach organizuje się akcje, w czasie których można się poddać zabiegom bioenergoterapeutów i radiestetów. Sam uczestniczyłem w festiwalu pt. Nie z tej ziemi, w czasie którego profesjonalni okultyści „leczyli” metodą reiki, kolorami, muzyką, lekami homeopatycznymi. Usługi swe proponowali bioenergo­terapeuci i radiesteci. Można było też skorzystać z porad wróżbitów, astrologów i numerologów. Dostępne były również kamienie szlachetne, talizmany, żywność wegetariańska i literatura okultystyczna. Ja sprzedawałem książki dotyczące sufizmu, tarota i właśnie kasety relaksacyjne nagrane przez mojego guru. Przy tym reklamowałem prowadzone przez niego szkołę jogi i kursy tarota. Uczennice bezpłatnie wróżyły z kart tarota. Tego rodzaju festiwale i akcje mają przynieść zdrowie i szczęście, a w rzeczywistości wystawiają swych uczestników na działanie demonicznych sił.
Wieloletni bioenergoterapeuta, który porzucił te praktyki, ocenił je jako manipulowanie przy zapalniku bomby, która w każdej chwili może wybuchnąć!
Wszystko to nie ma nic wspólnego z wiarą chrześcijańską, ponieważ albo jest magią i okultyzmem, albo prowadzi do tego. Jest przejawem neopogaństwa, które nosi różne naukowe określenia, np.: alternatywne metody leczenia, antropo­zofia, teozofia, doskonalenie umysłu metodą Silvy, czy wreszcie New Age.
Jakimi energiami leczą tzw. uzdrowiciele? Niektórzy z nich nie chcą leczyć w kościołach, ponieważ przeszkadza im obecność Najświętszego Sakramentu. Powyższe fakty pozwalają stopniowo zrozumieć tajemnicę rzeczywistego oddziaływania różnych metod i praktyk jogi.
Zło działa poprzez magię w dwu kierunkach. W pierwszym etapie wydaje się, że służy człowiekowi, który często nie jest tego świadomy, że otwiera się na działanie szatana – dlatego ja bardzo szybko otrzymałem to, czego oczekiwałem: pozbyłem się nałogów i złego samopoczucia. Na samym początku uczestnicy zajęć, po inicjacji i otrzymaniu tajemnego imienia, bardzo dobrze zarabiają i świetnie się czują. Tajemne imię nadaje się w celu przerwania relacji z Jezusem Chrystusem.
Trzeba pamiętać, że dopiero wtedy szatan zaczyna objawiać wielką agresję i usiłuje zniszczyć człowieka, gdy ten chce się od niego uwolnić i opowiedzieć radykalnie za nauką Jezusa Chrystusa. Po pewnym czasie uczestnictwa w tego typu zajęciach człowiek traci swoją wolę, jest kierowany przez nauczyciela. Mój guru długo dobierał sobie odpowiednich ludzi, aż w końcu miał ich wszędzie – w urzędzie miasta, na uczelni, w banku, sądzie, biznesie, a nawet w służbie zdrowia. Człowiek ten zawsze zachowywał się poniżej przyzwoitości, jednakże pomimo tego manipulował pokaźną grupą wykształconych, wrażliwych – aczkolwiek bardzo poranionych przez grzech – ludzi. Może on działać nie tylko poprzez osoby, ale także przez przedmioty i zwierzęta. Na przykład ja od swego guru otrzymałem kota, który się dziwnie zachowywał. A od jego uczennicy, już po wyjściu z sekty, otrzymałem kwiatek i różaniec, które też były skażone magią. Poza tym mój grzech działał na moje dzieci. Czy to przypadek, że gdy byłem w sekcie, mój syn brał narkotyki, a życie mojej córki się waliło? Ileż zła wyrządziłem nieświadomie rodzinie i znajomym...
Były okresy, kiedy chciałem się wycofać. Nie dałem jednak rady – zajęcia relaksacyjne działały na mnie jak magnes, silniej niż nałóg. Dzisiaj mam świadomość, że były to pęta, łańcuchy szatana. Dopiero w 2002 roku nastąpił przełom, który zawdzięczam swojej mamusi. Podobnie jak święta Monika wymodliła moje nawrócenie. Po jedenastu latach niechodzenia do kościoła uklęknąłem i na oczach guru poprosiłem Boga: „Boże, powiedz, co tu jest grane?! Gdzie ja jestem?”. I Pan zlitował się nade mną! Natychmiast oświeciło mnie światło Ducha Świętego. Zrozumiałem, że to jest sekta i że guru kieruje umysłami tych, którzy uczestniczą w zajęciach jogi, że jesteśmy ubezwłasnowolnionymi narzędziami w rękach szatana.
Moja decyzja była natychmiastowa: odchodzę, uciekam. Niestety, guru wiedział, że już wiem, kim on jest – i wówczas zwaliło się na mnie całe piekło. Skończyło się moje dobre samopoczucie, zbudowane przez szatana na piasku. Zaczął się horror, przestałem logicznie myśleć. Szatan uderzył w moje ciało, psychikę i rzeczy materialne. Po zajęciach nie mogłem wejść do domu. Spałem u znajomych. Ślusarze trzy razy otwierali drzwi mojego mieszkania za pomocą wiertarki. (…) Nie mogłem ani spać, ani jeść, ani przebywać w mieszkaniu.
Groziła mi utrata własnościowego mieszkania i życia. Czułem, że jestem przeznaczony na śmierć, ale Pan Bóg troszczył się o mnie. Dzisiaj wiem, że przywrócenie do normalnego życia kogoś, kto był po uszy uwikłany w okultyzm i magię, jest większym cudem niż wskrzeszenie Łazarza. Czułem, że ratunkiem dla mnie jest Jezus Chrystus obecny w swoim Kościele. Pozostał jednak poważny problem: przez pół roku nie mogłem wejść do kościoła, nie mogłem się modlić, szczególnie na różańcu, który jest skuteczną bronią przeciwko szatanowi. Nie mogłem też słuchać Radia Maryja. Bardzo często leżałem przed sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, tam było mi trochę lżej. Szatan mścił się, zabierał mi siłę, energię i chęć do życia. Moja dusza była przywalona głazami grzechu, szczególnie pychą. Każdy, kto trwa w grzechu okultyzmu, staje się ubezwłasnowolnionym narzędziem, medium, przez które działa szatan.
W końcu udało mi się wejść do bazyliki Bożego Miłosierdzia i przystąpić do spowiedzi. To było zaskakujące – żadnych oskarżeń. Kapłan mówił: „Jezus Cię kocha. On nie umie inaczej i odpuszcza ci wszystkie grzechy”. Ale ja nie mogłem się modlić, atakowały mnie czarne myśli. Zaczynałem Ojcze nasz… czy Zdrowaś Maryjo… i nie wiedziałem, co dalej. Jednak cały czas próbowałem na nowo i walczyłem.
Dopiero odprawiona w moim mieszkaniu Msza św., modlitwa księdza egzorcysty nade mną i w moim domu zerwały łańcuchy zła. I wtedy stała się rzecz nieprawdopodobna: przeklinający mnie dotąd rodzony ojciec wreszcie mnie pobłogosławił, mój syn przestał brać narkotyki, u córki też lepiej. Zauważam, że gdy się modlę, szatan musi czekać za drzwiami mojego umysłu.
Wziąłem pożyczkę, wyrobiłem dokumenty, wyremontowałem i umeblowałem mieszkanie. Ale dalej dzieją się dziwne, paranormalne rzeczy. Czasami, bez żadnych powodów przestaje działać w moich rękach ksero, nowa pralka, radio, a telefon komórkowy pali mnie w ręce i nie mogę go utrzymać. Wiem, że jest to zemsta szatana, ale te jego działania jeszcze bardziej go demaskują. Bóg na to pozwala, abym jeszcze gorliwiej się modlił, częściej przystępował do sakramentów i liczył tylko na Niego. Postawiłem wszystko na Chrystusa i Jego moc uzdrawiającą w Kościele. I to mnie uratowało.
Nawiązałem kontakt ze wspólnotą księży michaelitów, powierzyłem się opiece św. Michała Archanioła. Potem trafiłem do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym „Metanoia”. Korzystałem z modlitwy o uzdrowienie i uwolnienie wielu wielkich Chrystusowych charyzmatyków: o. J. Piusa, o. J. Witki, o. Bili, ks. Johna Bashobory (z Ugandy) i posługi kapłana egzorcysty o. Piotra Gryźca oraz wielu innych.
Doświadczyłem, czym jest mądrość, miłość miłosierna i moc Boga Ojca i Jezusa Chrystusa, który działa przez kapłanów i Kościół. Kapłani sprawują swoją posługę w imieniu i mocą Jezusa Chrystusa, dlatego proszę – módlmy się wszyscy za nich. Na modlitwie Pan Jezus pokazał mi moje poranione drzewo genealogiczne. Podczas modlitwy na Mszy św. w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu Jezus dawał i daje mi więcej, niż na to zasłużyłem – im większy był mój grzech i im większa ufność w Boże miłosierdzie, tym większa łaska. Czytając codziennie Pismo Święte, przekonałem się, że słowo Boże ma moc, że jest żywe i skuteczne. W moim wychodzeniu z niewoli okultyzmu, oprócz codziennej wytrwałej modlitwy oraz sakramentów pokuty i Eucharystii, pomagają mi post i jałmużna oraz pielgrzymki do miejsc świętych.
Apeluję do ludzi odpowiedzialnych za media i pracujących w mediach: „Proszę, nie walczcie z Bogiem i Kościołem! Nie niszczcie siebie, swoich rodzin, znajomych, naszej wspólnej, tak bardzo poranionej ojczyzny, którą tylko sam Bóg może uleczyć, wywyższyć i uzdrowić”. Ja przeżyłem horror dlatego, że ktoś wpuścił oszusta na fale eteru, a on dał ogłoszenie o miejscu, w którym uprawia się jogę. Ja to ogłoszenie usłyszałem i to był początek mojej tragedii, której tu daję świadectwo. Szatan kamufluje swoją wrogość do człowieka i dlatego wydaje się przyjazny, kiedy mu się służy. Niszczy zaś tego, kto od niego odchodzi i zbliża się do Boga.
Iluż to ludzi korzysta z numerologii, astrologii, wróżb i ćwiczeń jogi otwierających czakry, w których zamieszkał demon, po to aby móc więcej zarobić, mieć władzę i być zdrowym… Pamiętajcie, to wszystko pochodzi od szatana! Przyjdzie czas, że on się o was upomni, bo korzystaliście z jego mocy i wiedzy. Czy jednak warto, skoro Jezus daje wszystko to, co jest nam potrzebne do szczęścia?
Proszę, wyrzućcie z domu wszystkie rzeczy pogańskiego Wschodu czy Zachodu – książki, karty, talizmany, pornografię, pierścienie Atlantów, znaki zodiaku. One otwierają was na działanie Złego. Dlatego horoskopy, broszury, książki i inne przedmioty związane z okultyzmem proszę spalić lub zniszczyć.
Rodzice! Nie posyłajcie swych dzieci na kursy szybkiego uczenia się, ćwiczenia jogi, kung-fu itp. Nie pozwalajcie, aby wychowywał je Internet i telewizor. Nie pozwólcie, aby już w szkołach podstawowych, a nawet w przedszkolach Wasze dzieci brały udział w zabawach ze strojami pogańskimi, kadzidłami, świecami zapachowymi – nie wspominając o wróżbach, laniu wosku, muzyce techno czy heavy metal.
Moce zła w nich zawarte bardzo szybko zniewalają człowieka, na początku pod pozorami dobra, aby w odpowiednim czasie go zniszczyć i zaprowadzić do piekła. To sianie ziarna przez szatana, które kiedyś wyda swój tragiczny owoc. Pamiętajmy jednak, że szatan nigdy nie pokona mądrości i mocy Boga. Dlatego dopóki żyjemy na ziemi, możemy zawsze wyrwać się z niewoli szatana, uciekając się do wszechmocy Bożego miłosierdzia.
Na zakończenie wszystkim ludziom poranionym, uwikłanym w nałogi i sekty życzę i doradzam, aby zaufali Stwórcy, aby przebaczali i cierpliwie oraz systematycznie pracowali nad sobą: przystępowali do sakramentów pokuty i Eucharystii, codziennie czytali i rozważali Pismo św., Katechizm Kościoła Katolickiego, żywoty świętych. Wówczas stopniowo nastąpi metanoia – przemiana umysłu i serca w naszych rodzinach, naszej ojczyźnie i w nas samych.
Doświadczyłem aktualności słów: „Jam jest Pan Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli” (niewoli grzechu). Dlatego dzisiaj ja, Wiesław – stary grzesznik – mogę i chcę zostać wielkim świętym. Nasza świętość zacznie promieniować, gdy wprowadzimy w życie pierwsze przykazanie: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Dzisiaj jestem pewny, że powodem moich cierpień i niepowodzeń był grzech – grzech własny, grzech moich przodków, brak wiedzy i wiary. Mój błąd był zasadniczy: do 56. roku życia nie brałem pod uwagę i nie traktowałem poważnie Jezusa. Skutki tego były opłakane. Pomimo to Jezus Chrystus nigdy o mnie nie zapomniał! On jest jedynym Uzdrowicielem, który leczy ciało, duszę i psychikę. Doznałem uzdrowienia duszy i ciała (kręgosłupa). Dziękuję Ci, mój Jezu!
W Piśmie Świętym znalazłem genialną przestrogę św. Pawła, która streszcza wszystko, o czym dałem świadectwo: „Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię, będącą czczym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” (Kol 2, 8). We współczesnym świecie owe filozofie, oszustwa, ludzkie tradycje i żywioły świata funkcjonują w konkretnych organizacjach, ruchach, stowarzyszeniach, sektach i przybierają formę okultyzmu i magii. Stanowią one centrum neopogaństwa, określanego jako New Age.
Dziękuję wszystkim kapłanom, siostrom zakonnym i osobom świeckim, którzy pomogli mi wyjść z sekty i którzy nadal mi pomagają (gdyż walka się jeszcze nie skończyła), abym mógł wzrastać w miłości i świętości – „Bóg zapłać” i „Szczęść Boże!”.

źródło: Miłujcie się 4/2008